Teren na którym miały miejsce przedstawiane wydarzenia leży na styku przedwojennych powiatów Bielsk Podlaski, Wysokie Mazowieckie i Ostrów Mazowiecka. Od wschodu ograniczony jest on miejscowościami: Małkinia, Czyżew, Szepietowo, Brańsk, Grodzisk i Siemiatycze, a od zachodu – rzeką Bug, wzdłuż której przebiegała w latach 1939–1941 granica radziecko-niemiecka. Większe miejscowości na omawianym terenie, to: Ciechanowiec, liczący przed wojną około 8.000 mieszkańców, w tym około 4.000 osób narodowości żydowskiej, Czyżew liczący blisko 5.000 mieszkańców, w tym, około 2.200 Żydów, oraz Szepietowo i Brańsk liczące przed wybuchem wojny po około 2.000 mieszkańców. Okoliczne wsie zamieszkałe były głównie przez szlachtę zagrodową, ludzi o dość dużej świadomości politycznej i o patriotycznych tradycjach rodzinnych, pielęgnujących między innymi pamięć o powstaniu styczniowym i walkach niepodległościowych w latach 1918–1920. Na omawianym terenie znajdowało się też około pięćdziesięciu majątków ziemskich, liczących ponad 100 ha. Z liczących się sił politycznych najpoważniejsze wpływy miała Narodowa Demokracja, sporo też było sympatyków nurtów lewicowych, pewne wpływy posiadali też aktywiści komunistyczni, mieszkający głównie w małych miasteczkach, zwłaszcza wśród ludności żydowskiej, aczkolwiek nie wyłącznie. Działania wojenne Wojny Obronnej 1939 roku rozpoczęły się na omawianym terenie w połowie września. Cofające się na południe wojska Samodzielnej Grupy Operacyjnej Narew stoczyły tu bitwę pod Andrzejewem (18 Dywizja Piechoty), zaś Suwalska i Podlaska Brygady Kawalerii – boje pod Olszewem i Domanowem. W szeregach walczących tutaj polskich żołnierzy byli też mieszkańcy okolicznych wsi i dworów szlacheckich. Oni też pierwsi, po rozbiciu polskich oddziałów, co nastąpiło w trzeciej dekadzie września 1939 roku, przynieśli wieści o nadciągających wojskach radzieckich. Fakt ten był dla wielu okolicznych mieszkańców dużym zaskoczeniem. Do ostatniego momentu nie wiedziało o tym wydarzeniu nawet wielu ziemian. Stało się tak z powodu z powodu braku wiadomości radiowych (od połowy września 1939 roku), kiedy to warszawska radiostacja nie była już odbierana przez odbiorniki kryształkowe, posiadane przez większość tutejszych radioabonentów. Do niektórych miejscowości na omawianym terenie nie dotarły żadne oddziały niemieckie, z tego też powodu nie zauważono ich wycofywania się w kierunku zachodnim. Wielu ludzi, którzy przeczuwali zagrożenie dla swojego życia i mienia ze strony władz radzieckich, w tej liczbie lokalni ziemianie, nie wycofało się w ślad za oddziałami niemieckimi. Spowodowane te było między innymi informacją podawaną przez Niemców, że przyszła granica radziecko–niemiecka przebiegała będzie na Wiśle i Pisie, co dla wielu osób, postawionych nagle przed dylematem ewakuowania się na tak znaczną odległość, było bardzo trudnym problemem, tak do rozważenia, jak również – do zrealizowania. Pierwsze oddziały radzieckie dotarły w okolice Ciechanowca w nocy z 25 na 26 września 1939 roku. Już pierwsze godziny pobytu Armii Czerwonej pokazały mieszkańcom Ciechanowca i okolicznych wsi jak wygląda rewolucyjny ład. Przytoczę w tym miejscu dwa przykłady. W majątku Dominików należącym do hrabiów Starzeńskich, czerwona kawaleria wyrżnęła szablami liczące około 500 sztuk stado owiec. Z pałacu hrabiego Starzeńskiego w Ciechanowcu zostały wyniesione wszystkie meble, obrazy oraz licząca kilka tysięcy woluminów biblioteka. Przedmioty te zostały następnie spalone na gazonie przed pałacem. Synowi hrabiego Michała Starzeńskiego – Janowi, wówczas kilkunastoletniemu gimnazjaliście, nowe władze zaproponowały wyjazd do Rosji, w celu przeistoczenia się w prawdziwego komunistę. Przytoczę w tym miejscu dosłownie słowa komisarza odpowiedzialnego za spalenie mienia pałacowego, który zwrócił się do obecnego w pałacu Janka Starzeńskiego w ten sposób: Pajezżaj malczik w Rassiju, tam sdiełajem tiebia nastajaszczim komunistom. Takie propozycje były jednak przedkładane tylko w pierwszych dniach radzieckiej okupacji. Po kilku tygodniach (w okolicy Siemiatycz – już w pierwszych dniach), nastąpiły aresztowania oficerów rezerwy, ziemian, oficjalistów i rządców oraz przedstawicieli administracji państwowej. Aresztowanych wywożono do więzień w Łomży, Białymstoku i Brześciu Litewskim. Aresztowano również byłych członków i aktywistów dawnej Komunistycznej Partii Polski. Niewielu osobom wówczas aresztowanym udało się przeżyć czasy okupacji radzieckiej i powrócić do rodzinnych domów. Od pierwszych dni okupacji prowadzona była również kampania propagandowa. Robiona ona była w stylu stalinowskim: nieudolnie, prymitywnie, nachalnie i naiwnie. Ten stan powodował, że pomimo strachu, wśród ludzi nie znających jeszcze reguł stalinowskiego reżimu, pojawiały się pewne zdroworozsądkowe odruchy. Przykładem może być Józef Mierczyński z Antonina koło Ciechanowca, który został powołany do komisji plebiscytowej, zajmującej się przygotowaniem referendum w sprawie przyłączenia omawianych terenów do Białoruskiej SRR. Zaproponował on, w jego mniemaniu lojalistyczną poprawkę: utworzenia Autonomicznej Republiki Polskiej w ramach BSRRR …gdyż tutaj nie mieszka – jak się wyraził – nawet jeden Białorusin. Ponieważ propozycja ta padła w wieczór poprzedzający głosowanie, na posiedzeniu Komisji Wyborczej, NKWD postanowiło go aresztować dopiero następnego dnia po wyborach. Dzięki temu, został on na czas ostrzeżony, zdołał się ukryć i przeżył wojnę. Początki działalności konspiracyjnej na omawianym terenie, wywodzą się z dwóch źródeł: z grona osób ukrywających się od początku okupacji przed nowymi władzami oraz tzw. przerzutów, dokonywanych przez granicę radziecko – niemiecką, przez podziemne władze polskie. Ukrywali się głównie powracający z wojny oficerowie i podoficerowie Wojska Polskiego, pracownicy administracji państwowej oraz ziemianie. Zjawisko to było częste, ale nie miało ono początkowo masowego charakteru. Za miejsce ukrycia służyła głównie wieś. W ten sposób ukrywała się aż do 22 czerwca 1941 roku, wśród życzliwych ludzi Zofia Zarębina z Trzecin, leżących w okolicach Wysokiego Mazowieckiego, starsza już osoba, babka ze strony matki generała Wojciecha Jaruzelskiego. Do Puszczy Białowieskiej, wraz z kilkoma fornalami udał się Aleksander Zint, administrator majątku Kamienny Dwór, będącego własnością córek i żony marszałka Józefa Piłsudskiego. Niestety – zginął on wydany władzom radzieckim przez ludność ukraińską, podczas przedzierania się do Lwowa. Bezpieczniej było wśród swoich na znanym sobie terenie. Dowodzą tego nie tylko przytoczone już dzieje Zofii Zarembiny, ale również rodziny Dybowskich z Ciechanowca. Gdy Kazimierz Dybowski, sołtys prawobrzeżnej części Ciechanowca został aresztowany, jego żona z trojgiem kilkunastoletnich chłopców, ostrzeżona przez znajomych Żydów, (co było raczej dość rzadkim przypadkiem), oraz przez kwaterującego w jej domu oficera NKWD, przeniosła się do wsi Radziszewo Sieńczuch, gdzie zameldowała się pod panieńskim nazwiskiem Radziszewska. Przez granicę z Generalną Gubernią, jesienią 1939 roku, przechodziło tysiące ludzi, uciekających na zachód, a równie wielu (głównie Żydów), udawało się na wschód. Ponieważ połowę omawianego terenu przecina rzeka Nurzec, wpadająca do Bugu, granicę przekraczano z prawej strony Nurca, na odcinku między Tymiankami a Małkinią, a z lewej strony – od Tworkowic do Kobyli. Przez granicę przeprowadzali miejscowi chłopi – przewodnicy, przeważnie za sowitą opłatą. Oprócz przeprowadzania przez granicę ludzi, trudnili się też oni zwykłą kontrabandą, znali zarówno niemiecką jak i radziecką straż graniczną, często byli przez nich tolerowani a znając zwyczaje pograniczników, często wywodzili ich w pole. Bywali jednak i zdrajcy, którzy potrafili wydać przechodzących w ręce NKWD, jak to się przydarzyło grupie siedmiu wyższych oficerów z Wilna, w grudniu 1939 roku. Warunki do wszelkich działań przeciwko okupantowi na omawianym terenie były bardzo trudne, wiele trudniejsze niż w Generalnej Guberni. Zaraz po rozpoczęciu okupacji ziem II Rzeczypospolitej, ze Związku Radzieckiego przybyli oprócz wojska, funkcjonariusze NKWD, pracownicy administracji cywilnej i nauczyciele. Podobnie, a nawet jeszcze trudniej i tragiczniej wyglądała sytuacja na ziemi ciechanowieckiej, w związku z jej usytuowaniem nad granicą radziecko – niemiecką. W Ciechanowcu stacjonował sztab i jednostki pomocnicze 86 Dywizji Strzeleckiej Armii Czerwonej oraz Samodzielny 128 Dywizjon Artylerii Przeciwpancernej. Pułki 86 Dywizji były rozrzucone w całym pasie przygranicznym – od Ciechanowca do Zambrowa. W Szepietowie stacjonował 248 Pułk Artylerii. Między granicą a szosą Brańsk – Ciechanowiec – Czyżew, przygotowywały swoje linie obronne oddziały 64 Rejonu Umocnionego. W Szepietowie znajdowało się dowództwo oddziałów lokalnego Korpusu Ochrony Pogranicza, którego kompetencji podlegał pas granicy od Małkini, aż do Brześcia Litewskiego. Przygotowywane były, a później funkcjonowały, lotniska w Dominikowie, Dołubowie i Białych Szczepanowicach koło Bogut. Tak więc na obszarze o powierzchni około 800 km ², obejmującego Ciechanowiec i jego najbliższe okolice, stacjonowało łącznie około 18 tysięcy żołnierzy. Nowe władze pozyskały dość szybko licznych zwolenników wśród znacznej części ludności żydowskiej i lumpenproletariatu, ale też wśród obywateli znanych poprzednio z patriotycznej postawy. Do dnia dzisiejszego wielu ludzi dziwi się jak łatwo, w odróżnieniu od czasów okupacji niemieckiej, organa NKWD pozyskiwały do współpracy cały szereg szpicli, konfidentów i donosicieli. W wioskach położonych wokół Ciechanowca utworzono Komitety Biedniackie, których członkowie, rekrutujący się z grona najbiedniejszych gospodarzy, przyjmowali bardzo różną postawę – czasem była ona służalcza i wręcz nieludzka pod względem donosicielstwa, jak na przykład w Kosiance Starej (gm. Grodzisk), czasem bierna lub nawet przychylna dla tworzącej się konspiracji (Antonin). Oprócz członków Komitetów Biedniackich działali w okolicznych wsiach jawni renegaci jak na przykład Jan Wróbel z Bogut, któremu wielu ludzi zawdzięcza wywózki lub więzienie. On sam – syn tercjarki, potrafił wspólnie z enkawudzistami swoim zachowaniem podczas nabożeństw w kościele wywoływać zgorszenie modlących się krajanów i własnej matki. Nie więc dziwnego, że został powieszony, przez mieszkańców rodzinnych Bogut, w pierwszych godzinach 22 czerwca 194l roku. Obok osób jawnie współdziałających z władzami radzieckimi na terenie Powiatu Ciechanowieckiego (podczas okupacji radzieckiej miasteczko Ciechanowiec awansowało do rangi miasta powiatowego), działało 84 tajnych agentów NKWD. Rekrutowali się oni głównie spośród Żydów i osób z marginesu społecznego, ale zasiliło ich szeregi również sporo szlachty zagrodowej, głównie z trzech przysiółków szlacheckich noszących nazwę Wyszonki: Wypychy, Kościelne i Wojciechy. Jeżeli dodamy do tego zagrożenie wywózkami, na które można się było zakwalifikować nawet wskutek sąsiedzkiej sprzeczki, staje się jasne, że wcale nie z powodu tchórzostwa czy też z braku patriotyzmu, ale ze zwykłego rozsądku wiele osób świadomie rezygnowało z konspirowania. Tym niemniej, tak jak w każdej regule, tak i tu są pewne wyjątki. Gdy wspomniani już bracia Dybowscy z Ciechanowca, pomimo aresztowania ich ojca i faktu ukrywania się na wsi pod fałszywym nazwiskiem, zaczęli uczęszczać do szkoły radzieckiej, oczywiście, z białoruskim językiem nauczania, demonstracyjnie nosili czapki z harcerskimi lilijkami. Ta demonstracja polskości skończyła się zerwaniem im lilijek przez radzieckich nauczycieli oraz relegowaniem ich posiadaczy, z wilczym biletem, ze wspomnianej szkoły. Wiosną 1940 roku, w Lesie Rudzkim pojawili się bliżej nieznani okolicznym mieszkańcom młodzi ludzie. Mieszkańcy okolicznych zaścianków szlacheckich byli świadkami jak ci ludzie – zapewne byli żołnierze września, zbierali i zabezpieczali porzuconą wówczas broń. Latem 1940 roku, do wsi Radziszewo Sieńczuch przybyło trzech rowerzystów, którzy wypytywali o ukrywającego się mieszkańca tej wsi – Wiktora Koca. Gdy jeden z komitetnych, mieszkający w tej wsi, wskazał miejsce jego pobytu, został on uprowadzony ze wsi i rozstrzelany. Fakt ten spotkał się z pewnym żalem ze strony mieszkańców wsi, bo w ich oczach był on niezłym człowiekiem. Co nie przeszkadzało owemu Wiktorowi Kocowi, że podczas gdy on się ukrywał jego pole obrabiały dwie rosyjskie dziewczyny przybyłe do pracy z głębi Rosji. Domyślały się one zapewne, z jakiej przyczyny ich gospodarz jest całymi tygodniami nieobecny, a jednak milczały. Znany był również podoficer Wojska Polskiego, pochodzący ze wsi Rudka, który ukrywał się skutecznie (!), podczas całej okupacji radzieckiej w Lesie Rudzkim. Znany on był z tego, że próbował on nawet strzelać z karabinu do przelatujących samolotów radzieckich, oczywiście żadnych strąceń nie było. Do miejscowej ludności docierały również odgłosy o działalności na terenie Powiatu Wysokie Mazowieckie, oddziału Huzara – Kazimierza Kamińskiego. We wsi Boguty Pianki konspirację wojskową próbował robić miejscowy nauczyciel – Dorobisz Józef, który został zamordowany w tajemniczych okolicznościach, w lesie pomiędzy Bogutami a Ciechanowcem, latem 1940 roku. Według rozeznania miejscowych ludzi miał on zginąć z rąk NKWD. Kolejny organizator lokalnej konspiracji – Stanisław Karolkiewicz powrócił z wojny do Ciechanowca w początkach października 1939 roku. Nie zabawił jednak długo w rodzinnym domu. Już w październiku udał się dwukrotnie do Warszawy w celu zorientowania się w sytuacji i nawiązania kontaktów konspiracyjnych. W listopadzie znalazł się na bagnach nadbiebrzańskich wśród kilkuset ukrywających się tam żołnierzy. Zgrupowaniem tym dowodził ppłk Jerzy Dąmbrowski, słynny zagończyk wojny polsko–bolszewickiej znany pod pseudonimem Łupaszka (nie mylić z mjr Zygmuntem Szendzielarzem, który od 1943 roku również występował pod tym pseudonimem!). W czasie wojny w 1939 roku ppłk Jerzy Dąmbrowski był dowódcą 110 pułku ułanów – jego zastępcą był mjr Henryk Dobrzański – późniejszy słynny Hubal. Ze względów zdrowotnych (dokuczliwy ischiasz) ppłk Dąmbrowski w listopadzie 1939 roku opuścił zgrupowanie na Czerwonym Bagnie i przez Niemen w m. Hoża udał się na Litwę gdzie został internowany w forcie w Kownie. W marcu 1939 roku zgrupowanie na Czerwonym Bagnie, w którym Stanisław Karolkiewicz był dowódcą drużyny, zostało rozbite przez Armię Czerwoną. Część żołnierzy dostała się do niewoli radzieckiej, a część – przez Pisę w okolicy Rajgrodu przebiła się na teren Prus i tam została osadzona w obozach jenieckich. Stanisław Karolkiewicz w marcu 1940 roku znalazł się ponownie w Ciechanowcu. Tutaj szybko nawiązał kontakt z organizującymi zbrojne podziemie por. Leonem Mierczyńskim oraz Tadeuszem Prażmo. Został aresztowany w kwietniu 1940 roku w drodze do Obrytego, gdzie udawał się po odbiór radia. Do aresztowania przyczynił się asystujący mu w tej wyprawie rowerowej, kolega szkolny z gimnazjum w Drohiczynie, który był wtyczką NKWD w Organizacji Konspiracyjnej. W czasie pobytu w areszcie NKWD w Ciechanowcu, Stanisław Karolkiewicz rozpoznał na korytarzu głosy dziewcząt z Ciechanowca, będących w konspiracji i jednocześnie współpracujących z NKWD, które funkcjonariuszom udzielały wyjaśnień na jego temat. Później Stanisław Karolkiewicz, poprzez więzienie w Białymstoku gdzie był sądzony, znalazł się w więzieniu w Brześciu. Wyzwolił go stamtąd atak Niemców na ZSRR 22 czerwca 1941 roku. NKWD w nowoutworzonym Powiecie Ciechanowieckim szybko rozbudowało niezwykle efektywną agenturę. Na dzień 15 września 1940 roku posiadało ono tutaj łącznie 89 agentów, w tym według zakresu działań: • agentów specjalnych – 18, • agentów ogólnego rozpoznania – 41, • agentów antydywersyjnych – 17, • agentów zabezpieczenia (ochrony) – 10, • agentów wędrownych – 3.
Pozyskani agenci pochodzili z następujących środowisk: • byłych działaczy partii i ugrupowań politycznych – 29, • byłych podoficerów Wojska Polskiego – 4, • kułaków (bogatych gospodarzy) – 11, • właścicieli sklepów – 5, • biednych i średnich rolników – 43. O sprawności aparatu NKWD i głębokiej infiltracji miejscowego podziemia świadczy fakt aresztowania w kwietniu 1940 roku jednego z konspiratorów. Został on w kwietniu tegoż roku pozyskany do współpracy z NKWD i nie informował swoich mocodawców o nielegalnej działalności w polskim podziemiu. Znalazł się inny agent o pseudonimie Kiestic, który o tym doniósł. Gdy został aresztowany tłumaczył się obawą zemsty swoich towarzyszy konspiracyjnych. Niemniej jednak w Powiecie Ciechanowieckim oprócz pracy organizacyjnej trwała również walka zbrojna. Według dokumentu NKWD 10 czerwca 1940 roku na drodze pomiędzy wsiami Kuczyn i Lubowicz został zabity pięcioma kulami z rewolweru współpracujący z władzą okupacyjną mieszkaniec Klukowa niejaki Wróblewski. W dniach 13 i 14 czerwca 1940 roku grupa licząca około 20 uzbrojonych osób, w pobliżu wsi Wnory ostrzelała milicjanta oraz kolejowego drogomistrza. W meldunku radzieckiej milicji odnotowano, że wspomnianą grupą dowodził polski oficer. 16 czerwca 1940 roku, przy linii kolejowej między miejscowościami Szepietowo – Racibory, dwóch uzbrojonych mężczyzn zabiło jednego milicjanta, a drugiego raniło, zabierając im dokumenty i broń. Występowano nie tylko z bronią w ręku. 7 października 1940 roku we wsi Łuniewo został pobity przez Łuniewskiego Piotra i jego synów przewodniczący Klukowskiego Sielsowieta, deputowany do Rady Najwyższej BSRR – Franciszek Moczulski. Sprawcy napadu zbiegli i skutecznie się ukryli. 19 września 1940 roku, w pobliżu wsi Granne, grupa ośmiu uzbrojonych mężczyzn zbrojnie przedarła się na drugą stronę Bugu. W czasie walki jeden z grupy został zabity a jeden ranny i wzięty do niewoli. Sześciu z nich mieszkało na terenie Powiatu Brańsk, a dwóch – w Powiecie Ciechanowieckim. W tym samym miejscu nocy z 23 na 24 września 1940 roku, grupa jedenastu mężczyzn, uzbrojonych w karabiny i jeden karabin maszynowy, przedarła się przez Bug na teren okupacji niemieckiej. Wszyscy pochodzili z terenu Powiatu Ciechanowieckiego, z których dziesięciu, to poborowi do Armii Czerwonej. Okupanci sowieccy byli wręcz zaskoczeni skalą oporu i niechęcią miejscowego społeczeństwa. Syn lekarza wojskowego, który mieszkał w czasie okupacji radzieckiej z rodzicami w Ciechanowcu, korespondent gazety Izwiestia – Urmancew, opowiadał autorowi w 1991 roku, że gdy szedł z rodzicami na spacer po mieście, ojciec zawsze trzymał w kieszeni pistolet w obawie przed napaścią ze strony Polaków. O determinacji polskiego ruchu oporu może zaświadczyć fakt, że przetrwał on mimo ogromnych represji. Tylko w okresie od lutego do września 1940 roku aresztowano lub deportowano w maleńkim Powiecie Ciechanowieckim ponad 500 osób. Aresztowano 124 osoby, spośród których 11 było współpracownikami Policji Państwowej, 4 – było policjantami, 10 – członkami zbrojnego podziemia, 5 – określano jako sabotażystów i działaczy antyradzieckich, 16 – przywódców partii politycznych, 5 osób – przekraczających granicę z Niemcami oraz 72 – uciekinierów z terenu okupacji niemieckiej (w większości byli to prawdopodobnie Żydzi). Wysiedlono w lutym 1940 roku 7 rodzin leśników i gajowych, w sumie 16 osób, w kwietniu 1940 roku – 25 rodzin już aresztowanych, w sumie 102 osoby, w czerwcu 1940 roku – 99 rodzin, w sumie 312 osób. Łącznie aresztowano 124 osoby i deportowano 430 osób. Łącznie w ciągu roku radzieckiej okupacji – 554 osoby. Prawdziwą jednak konspirację w tym rejonie stworzył dopiero oficer 82 pułku piechoty Wojska Polskiego (ranny w bitwie pod Widawką, później walczący w Samodzielnej Grupie Operacyjnej Polesie generała Franciszka Kleberga, gdzie dowodził kompanią) – kapitan Leon Mierczyński. Po bitwie pod Krzywdą, nie poszedł on do niewoli, lecz 7 października 1939 roku, w cywilnym ubraniu przybył do rodzinnej wsi Antonin koło Ciechanowca, do swojego brata Józefa. Jako oficer kadrowy Wojska Polskiego, wnuk powstańca z 1863 roku, po kilkunastu dniach odpoczynku i podleczeniu rany i przeziębienia, w końcu października 1939 roku, ruszył on do Warszawy. Tam nawiązał kontakt z generałem Michałem Karaszewiczem–Tokarzewskim, od którego otrzymał rozkaz zorganizowania Podlaskich Batalionów Służby Zwycięstwa Polski, mających obejmować swym zasięgiem dwa przedwojenne powiaty: Bielsk Podlaski i Wysokie Mazowieckie. Kapitan Leon Mierczyński ukrywając się do wiosny 1940 roku, przeprowadził organizację owych Batalionów. Liczba członków i siatka organizacyjna jest dotąd nieznana. Wiadomym jest na pewno, że do lata 1940 roku, na skutek działalności szpicli NKWD i nieostrożności samych konspiratorów, 86 osób zostało spalonych i musiało ukryć się w lasach i wśród znajomych, gdyż groziło im pojmanie i śmierć. Latem 1940 roku kapitan Leon Mierczyński udał się ponownie do Warszawy, gdzie otrzymał rozkaz przerzucenia spalonych ludzi, wraz z posiadaną przez nich bronią, na teren okupacji niemieckiej. Po powrocie z Warszawy, w miesiącu październiku 1940 roku, zebrał on całą grupę w lesie pod wsiami Czarkówka i Leszczka, leżącymi w gminie Perlejewo. Uzbrojenie grupy liczącej 86 osób składało się z 1 ciężkiego karabinu maszynowego, 16 karabinów i granatów. Zamiarem grupy było przejście granicy na Bugu koło wsi Kobyla. Po rozstawieniu wart grupa oczekiwała na przewodnika. Około godziny 24.00, warta zatrzymała rowerzystę, którego nie bez słuszności podejrzewano o współpracę z NKWD. Zatrzymał go znający doskonale język rosyjski (absolwent rosyjskiego gimnazjum), brat kapitana Leona Mierczyńskiego – Józef Mierczyński. Zatrzymanemu rowerzyście, podającemu się za szewca, dał do zrozumienia, że ma on do czynienia z oddziałem NKWD. Odebranym rowerem jeden z członków grupy udał się do wsi Kobyla po przewodnika. Tutaj okazało się, że ów przewodnik został wcześniej aresztowany przez oddział NKWD. W czasie poszukiwania przewodnika, wysłannikowi kapitana Leona Mierczyńskiego, został skradziony rower (w tym czasie we wsi była zabawa i trudno było ustalić sprawcę kradzieży). Po późniejszym niż zakładano powrocie łącznika rozpoczęła się gorączkowa narada. Zastanawiano się co dalej robić ze zgromadzonym oddziałem i pojmanym rowerzystą. Jeden z członków grupy – Czarkowski Leon, ze wsi Czarkówka, stwierdził, że pojmany, to szpicel NKWD. Zwrócił się on do kapitana Leona Mierczyńskiego z wnioskiem o jego rozstrzelanie. Ten jednak nie zgodził się na to, nie mając przekonywujących dowodów. Polecił więc wypuścić pojmanego rowerzystę, któremu Józef Mierczyński, w dalszym ciągu mówiący w języku rosyjskim, wyjaśnił, że rower zostanie mu jutro zwrócony. Grupa pozostała w lesie, zaś gońcy gorączkowo poszukiwali nowego przewodnika. Następnego dnia ów rowerzysta zwrócił się do Komendy NKWD w Ciechanowcu z zażaleniem, że nad granicą został mu zabrany rower. Z Komendy NKWD w Ciechanowcu rozdzwoniły się telefony do Brańska, Bielska Podlaskiego, Wysokiego Mazowieckiego i Siemiatycz z zapytaniem o tajemniczą grupę radziecką nad granicą. Na szczęście dla konspiratorów, na poczcie w Ciechanowcu pracowała jako telefonistka Joanna Leszczyńska, będąca członkinią konspiracji, która po podsłuchaniu prowadzonych rozmów, domyśliła się o jaką grupę chodzi i poprzez zaufanego człowieka konno dała znać ukrywającej się grupie, że są oni poszukiwani. Wówczas konspiratorzy znaleźli przewodnika, po drugiej stronie Nurca we wsi Kossaki, o nazwisku Murawski. Kapitan Leon Mierczyński wydał więc rozkaz aby każdy z członków grupy, na swoją rękę, przeszedł do wsi Tymianki, gdzie zaplanowano spotkanie w zagrodzie Konstantego Tymińskiego. Wykonując ten rozkaz, Józef Mierczyński, Gołaszewski i Romul, nocą wzięli furmankę od Józefa Mierczyńskiego z Antonina, nałożyli na nią sosnowych gałęzi, przebrali się w jak najgorsze ubrania i ukrywszy broń w gałęziach, ruszyli drogą przez Ciechanowiec, obok budynku NKWD i przez strzeżony most na Nurcu udali się do wsi Tymianki. Po spotkaniu się całej grupy w Tymiankach, konspiratorzy oblali buty naftą, w obawie przed pościgiem z psami i ruszyli nocą z przewodnikiem nad Bug. Idąc marszem ubezpieczonym, wyminęli lotnisko i budowane umocnienia nadgraniczne. Grupa posiadała cztery nożyce do cięcia drutów, bo był ścisły rozkaz, aby po dojściu do drutów przeciąć je nożycami. Niestety, po tylu przygodach części żołnierzy puściły nerwy i zaczęli rwać druty. W międzyczasie przewodnik – Murawski przeciągnął przez Bug sznury. W trakcie przeprawy, zaalarmowane hałasem nadjechały cztery samochody radzieckiej straży granicznej. Pogranicznicy, bez strzału, z bagnetami na karabinach, ruszyli przeciwko przeprawiającym się. Z tyłu przeprawę ubezpieczała obsługa CKM, którego celowniczym był Busma ze wsi Wyszonki. Po oddaniu długiej serii rozległ się krzyk: Bratcy spasajtieś. Strzały zaalarmowały zajętych w tym czasie kolacją Niemców, którzy gdy przybyli nad Bug, zastali tam szesnastu ludzi. Pozostałe siedemdziesiąt osób zdołało odskoczyć. Owa szesnastka zatopiła posiadaną broń i poddała się Niemcom. Przewieziono ich najpierw do Siedlec, a po czterech dniach na Pawiak, skąd skierowano do obozów na terenie Niemiec. W trakcie transportu część z nich, między innymi brat kapitana Leona Mierczyńskiego – Józef Mierczyński, zdołało uciec i przeżyć wojnę. W czasie strzelaniny został ranny kapitan Leon Mierczyński, zamordowany następnie przez Gestapo na Pawiaku, w grudniu 1941 roku. Zastępcą kapitana Leona Mierczyńskiego na Powiat Siemiatycze był Franciszek Miłkowski, któremu udało się przeżyć wojnę, po zakończeniu której pracował jako nauczyciel w Siemiatyczach. Natomiast na Powiat Wysokie Mazowieckie – jego zastępcą był Tadeusz Prażmo. Działalność konspiracyjna kapitana Leona Mierczyńskiego w ramach Służby Zwycięstwu Polsce, posiadała największy rozmach i skalę w regionie Ciechanowca w latach 1939–1941. Do końca nie jest ona zbadana, a na podstawie uzyskanych dotąd danych zasługuje na ogromne uznanie, biorąc pod uwagę warunki i okoliczności w jakich przyszło mu działać. Osoby związane z tą konspiracją wywodziły się przeważnie z kręgów inteligencji, podoficerów zawodowych i synów bogatych rolników. Generalnie – z kręgów najbardziej narażonych na represje ze strony władz radzieckich. Niewątpliwie, pomimo wykazanych tu trudności, działalność podziemna miałaby większy zasięg gdyby nie zdziesiątkowanie ludności i pozbawienie kadr poprzez trzy wywózki okolicznej ludności na Syberię (czwarta wywózka, w czerwcu 1941 roku, nie mogła już mieć żadnego wpływu na działalność partyzancką w czasie okupacji radzieckiej).
| Antoni Mosiewicz Ciechanowiecki Rocznik Muzealny tom I |
|